Nasze serca wypełnia smutek z powodu podjętej decyzji o rozstaniu. Ciężko pracowaliśmy przez ponad rok, czasem wspólnie, czasem osobno, nad tym, aby zobaczyć czy możliwa jest kontynuacja naszego związku. Doszliśmy do wniosku, że pomimo tego iż bardzo się kochamy, pozostaniemy rozdzieleni. Mimo to, nadal jesteśmy i będziemy rodziną, a nawet pod wieloma względami jesteśmy bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej. Przede wszystkim jesteśmy rodzicami dwójki wspaniałych dzieci, dlatego prosimy o uszanowanie naszej i ich prywatności w tym trudnym okresie. Zawsze chroniliśmy naszą prywatność i mamy nadzieję, że teraz gdy świadomie się rozstajemy i nadal pozostajemy rodzicami, będziemy mogli kontynuować w podobnym duchu. ~ Gwyneth & Chris
Takie oświadczenie wydali Gwyneth Paltrow i Chris Martin z powodu swojego rozstania. Świadomego rozstania.
Wywołało to we mnie mnóstwo wątpliwości i pytań, na które nie znam odpowiedzi. Dobrze, że tu jesteście, może dyskusja na ten temat pozwoli popatrzeć z innego punktu widzenia i coś rozjaśni.
Czym do diaska jest świadome rozstanie? Czy nazwa jest tak istotna? Świadome rozstanie, rozwód? Co za różnica?
Pozostaje ból i smutek przepełniający serce.
A może różnica tkwi w nastawieniu do życia, do drugiego człowieka, w sztywności narzuconej formy jaką jest małżeństwo i wpojonym przekonaniu, że kiedy wychodzimy za mąż, to raz na całe życie.
Czy poczułaś się inaczej na następny dzień po wyjściu za mąż? Ja tak. Podobnie jak miliony innych osób. Czy partner się zmienił? Nie. Nastawienie się zmieniło. Jaki to ogromny ciężar. Świadomość nieuniknionego i na całe życie.
Od pewnego czasu staram się żyć ze świadomością, że jedyne co mam to dzisiaj.
Wczoraj było wczoraj i pozostaje wspomnieniem, a jutro nie wiadomo co przyniesie. Jutra mogę nie dożyć, podobnie jak każda z osób, które kocham. Więc jedyne co naprawdę istnieje to dzisiaj. Chcę, aby dzisiejszy dzień był dobry i szczęśliwy. Nie planuję jutra, nie planuję następnego miesiąca.
Jednak czy można wejść w związek z takim nastawieniem? Czy nie oznacza to braku perspektyw? Czy nie oznacza końca zanim się jeszcze zaczęło? No mam wątpliwości.
Kiedyś średnia życia była dużo krótsza, nie wchodziło się w małżeństwo z perspektywą spędzenia z jedną osobą następnych 50 czy 60 lat.
Czy jest możliwe spędzić z jedną osobą tyle lat? Rozwijamy się, zmieniamy każdego dnia, czasem każde z dwojga w różnych kierunkach. Już po kilku latach często żyją obok siebie osoby, nie mające o czym rozmawiać.
Czy można się dziwić 50%-owemu wskaźnikowi rozwodów? Skoro nawet zawierane są z błędnych założeń. Jedni są w malignie, idealizują partnera i nie widzą jasno z kim się wiążą. Innymi kieruje strach przed samotnością. Presja społeczna. Ciąża. Inni wnoszą do małżeństwa bagaż mnóstwa nierealnych, niezwerbalizowanych oczekiwań. Jest jeszcze jeden rodzaj, tacy którzy oczekują permanentnej sielanki, a gdy tylko zaczyna być trochę trudniej, związek zaczyna potrzebować pracy, biorą nogi za pas, w poszukiwaniu nieistniejącej kobiety idealnej i związku idealnego.
Czym w rzeczywistości jest intymne partnerstwo z drugim człowiekiem? Lub czym może być, o ile podejdzie się do tego świadomie.
Partner czasem wywołuje złość, frustrację, czasem nienawiść. Czym są tzw. ciche dni? Nieodzywanie się do siebie? Cicha obecność/nieobecność? To złość i gniew okryte woalem ucywilizowania. W rzeczywistości to pasywna przemoc wynikająca z nieświadomego lub uświadomionego ukrywania prawdziwych powodów, prawdziwych emocji. Przemoc sprawiająca ból drugiej stronie, tak samo jak przemoc otwarta, aktywna.
Ta złość, frustracja i gniew pokazują, że coś jest nie tak we mnie. Jeśli partner zrobił/powiedział coś, co wywołuje takie emocje, oznacza to, że wskazał problemy, sprawy do przepracowania jakie są przed tobą.
Wiem jak ogromnej odwagi i siły wymaga odsłonienie siebie, swoich emocji. Oznacza to wystawienie się na możliwość zranienia …[ale nie przesadzajmy, nie każdy saper ginie w akcji]…
W związku nie może być tylko sielankowo, bo to oznacza, że coś jest nieprawdziwe. Może ktoś ma ukrytą agendę? Woli chłopców? Woli dziewczynki? Mówi, że na całe życie, ale myśli może 3-4 miesiące. Czuje przymus posiadania więcej, niż jednego partnera seksualnego, ale boi się przyznać, bo boi się reakcji? Nadal kocha byłego partnera i nie chce się tego przyznać?
Prawdziwe emocje potrafią boleć, ale czy bez tego możliwy jest rozwój i wzrastanie? I czy można nawiązać prawdziwą uczuciową więź bez szczerości, bez odsłonięcia miękkiego podbrzusza, bez zaufania?
A może partner to nauczyciel, wskazujący mi drogę rozwoju? Może to, co właśnie mi pokazał jest moją lekcją do przerobienia w drodze do lepszego życia? A jeśli jej nie przerobię teraz, to będę ją powtarzać aż do skutku, w każdej relacji osobistej i zawodowej.
Obecne wydarzenia przywołują wspomnienia, bolesne emocje i cierpienie w przeszłości. Głęboko ukryte, skrywane przez dziesiątki lat, a czasem przez pokolenia. Świadomy związek pozwala na traktowanie takich irytacji/gniewu jako sygnałów do zajrzenia co tak naprawdę dzieje się we mnie i co wymaga uzdrowienia.
Zwykle znaczy to, że nie obecna sytuacja wymaga naprawy, ale jakieś emocje związane z przeszłością są tak bolesne, że nie pozwalają iść do przodu. Zrozumiem to, jeśli będę szła przez to doświadczenie oglądając swoje prawdziwe emocje, a nie zajmowała się tylko powierzchownymi objawami.
Jeśli podejdę do związku w ten sposób, wina nie leży po żadnej ze stron. Nikt nie jest tym złym i w ten sposób odchodzimy od standardowego rozumienia małżeństwa. Świadome partnerstwo i uczenie się od siebie nawzajem oznaczają również świadome rozstanie w celu dalszego rozwoju i wzrostu.
Jest jeszcze jedna wątpliwość. Czy jest to możliwe w pojedynkę będąc w związku? Czy jeśli partner nie wykazuje zrozumienia, nie uczestniczy, uważa, że to głupota i oczywiście wie lepiej, że jest inaczej, czy możliwe jest uczenie się i traktowanie partnera jak nauczyciela?
Moim zdaniem to jest możliwe, chociaż nie mam pewności na jak długo. Chyba do czasu, aż przestanie nas irytować, bo to może oznaczać, że lekcje się skończyły. Ale może to nie tak. Tego jeszcze nie wiem.
Może Ty wiesz?
Skomentuj proszę na dole.
Zapisz się na powiadomienia mailem o nowych wpisach.
Polub mnie na Facebooku.
Malina napisał
Moim zdaniem ludzie, którzy się kochają nie rozchodzą się. To przeczy jedno drugiemu. Miłość pomaga pokonać wszystkie problemy. Ludzie rozchodzą się dopiero wtedy gdy nie ma miłości.
Ewa napisał
Miłość ma różne oblicza. Gdy odseparuje się własne ego, a miłość jest bezinteresowna, bezwarunkowa i głęboka, pozwala postawić dobro partnera ponad własnym. Wtedy pozwala się partnerowi odejść wierząc, że to dla niej/niego lepsze.