Opiekowałam się domem przyjaciół, kiedy wyjechali na wakacje, ale pamiętam, że gdy mi to zaproponowali, miałam chwilę wahania. Ich dom za miastem wydawał mi się zawsze trochę tajemniczy.
Zwykle spotykaliśmy się u mnie lub na mieście. Wiedziałam tylko z opowiadań, że został zbudowany pod koniec XIX wieku i jest od początku w rękach tej samej rodziny. Można sobie wyobrazić ile mieścił skarbów i jaki miał klimat. Miał drewniane podłogi pachnące woskiem i pastą, drewniane okna ze starymi podziałami i widokiem na wiejski ogród, pełen aromatycznych kwiatów. To właśnie ten stary i piękny ogród zadecydował.
Chciałam pobyć w nim sam na sam ze swoimi myślami i trochę podładować baterie starymi klimatami.
Już pierwszego dnia, gdy przechodząc obok kominka pamiętającego kilka poprzednich pokoleń upuściłam książkę, podnosząc ją spostrzegłam TE ZDJĘCIA stojące w otoczeniu innych. Stare, lekko spłowiałe – ciarki przebiegły mi po plecach. Było w nich coś dziwnego… ścisnęłam mocniej książkę i poszłam do ogrodu.
Każdego następnego dnia gdy patrzyłam na nie, czułam się dziwnie.
Po dwóch tygodniach moi przyjaciele wrócili opaleni i uśmiechnięci. Pierwszy wieczór spędziliśmy jeszcze razem. Nie chciałam wypaść na wścibską, ale zdjęcia nie dawały mi spokoju. No i podczas kolacji nie wytrzymałam i zapytałam: „Te dwa zdjęcia od lewej na kominku. Kto to jest?”
Przyjaciółka popatrzyła na mnie „Są bardzo stare, chyba z XIX wieku… to nasi dalecy kuzyni ze strony matki. Nawet nie widać, że już nie żyli gdy robiono im te zdjęcia, prawda?”
********************************************************************
Ta historia na zaduszki powiada o innym spojrzeniu na odchodzenie bliskich. Fotografia pośmiertna to zwyczaj fotografowania zmarłych ukochanych osób po śmierci. Był to sposób na zatrzymanie ich obecności wśród żywych. Zwłaszcza fotografowano dzieci.
We wczesnym okresie upowszechniania się tego zwyczaju starano się stworzyć wrażenie, że człowiek był fotografowany za życia – w tym celu sadzano umarłych, członków rodziny stawiano/sadzano obok, a artysta domalowywał otwarte oczy.
Z czasem fotografowano już tylko osoby leżące w trumnach, w szczytowym okresie (koniec XIX w.) zza ilości kwiatów, osoby bliskiej już właściwie nie było widać.
W społeczeństwie wiktoriańskim narodziny i śmierć były niemal równoważne. Śmiertelność wśród dzieci była bardzo wysoka. Zwyczaj fotografii pośmiertnej nie był postrzegany jako makabryczny czy patologiczny, ponieważ ze względu na koszty za życia fotografowano się raczej rzadko.
Często fotografia pośmiertna była JEDYNYM zdjęciem ukochanego dziecka, męża czy żony, jakie rodzina posiadała.
Ta osobliwa tradycja narodziła się w XIX wieku, gdy wynaleziono dagerotyp (1839). Był to pierwszy rodzaj fotografii – dzięki niej osoby, które nie mogły sobie pozwolić na zamówienie portretu u malarza, mogły zamówić dagerotyp – najnowszy krzyk techniki i mody.
Duża część z tych fotografii została zniszczona, jako zbyt posępne i makabryczne. Ocalała część z nich.
Tradycja ta praktycznie zaginęła w XX wieku, ale nadal można trafić na projekty artystyczne przypominające o tym osobliwym zwyczaju.
Dzisiaj jesteśmy od śmierci odizolowani. Kultura pop nie pozwala nam na zbyt długą żałobę – bo moglibyśmy, pamiętając o naszej śmiertelności, zacząć ograniczać konsumpcję dóbr wszelakich. A może pamiętając o niej, nie stresowalibyśmy się nie znaczącymi w sumie sprawami, kupowali mniej środków uspokajających i antydepresantów.
A co Ty sądzisz na ten temat?
Skomentuj, Twoja opinia ma znaczenie :)