Podam ci przykład – rzekł. – W moim wieku powinno mi dokuczać, dajmy na to, wysokie ciśnienie. Gdybym się udał do lekarza, ten, widząc mnie, przyjąłby za pewne, że ma oto przed sobą starego Indianina, którego wyczerpały tysiące różnych trosk, rozgoryczenie i kiepskie odżywianie; skutkiem tego wszystkiego, jak łatwo przewidzieć i czego należy się spodziewać, jest nadciśnienie.
W moim wieku to normalne. Nie mam najmniejszych kłopotów z nadciśnieniem – mówił dalej. – Nie dlatego, że jestem silniejszy od przeciętnego człowieka albo mam lepsze geny, ale dlatego, iż moje magiczne kroki pozwoliły mojemu ciału wyłamać się z wszelkich wzorców zachowań, których skutkiem jest nadciśnienie.
Mogę śmiało powiedzieć, że za każdym razem, gdy rozprostowuję kości, wykonując jeden z moich magicznych kroków, blokuję strumień statystycznych założeń i typów zachowań, które normalnie w moim wieku powodują nadciśnienie.
Innym przykładem, który mogę ci podać, jest sprawność moich kolan – ciągnął. – Nie zauważyłeś, że jestem o wiele zwinniejszy od ciebie? Poruszam kolanami jak mały chłoptaś!. Dzięki moim magicznym krokom stawiam tamę na strumień zachowań i zmian w strukturze fizycznej, które z wiekiem przyczyniają się do zesztywnienia kolan, zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn.
Chyba nic mnie nigdy tak nie zezłościło jak to, że don Juan Matus, który z powodzeniem mógłby być moim dziadkiem, był nieporównywalnie młodszy ode mnie.
Przy nim byłem sztywnym i twardogłowym rutyniarzem. Byłem niczym starzec. On zaś był żwawy, pomysłowy, zwinny i praktyczny.
Krótko mówiąc, był obdarzony czymś, czego ja, mimo iż byłem młody, nie posiadałem – młodością.
Bardzo lubił rozprawiać, że być młodym to nie to samo, co być obdarzonym młodością, i że bycie młodym nie stanowi żadnej przeszkody dla starości.
Kierował moją uwagę na to, że gdybym się dokładnie i spokojnie przyglądał innym ludziom, zgodziłbym się z tym, iż już w wieku dwudziestu lat są oni starcami, idiotycznie klepiącymi w kółko to samo.
– Jak to możliwe don Juanie – zapytałem – że możesz być młodszy ode mnie?
– Przezwyciężyłem mój umysł – rzekł i wytrzeszczył oczy, udając wielką dezorientację. – Nie mam umysłu, który by mi mówił, że czas już czas najwyższy się zestarzeć. Nie honoruję umów, których nie zawierałem. Zapamiętaj to sobie… to nie tylko puste hasło, kiedy czarownicy powiadają, że nie honorują umów, których nie zawierali. Dać się starości to jedna z takich umów.
Długo milczeliśmy. Wydawało mi się, jakby don Juan czekał, by zobaczyć, jaki efekt wywołały jego słowa.
Moje wewnętrzne ja, zdawałoby się niepodzielne, rozdzierało się jeszcze bardziej w obliczu moich jawnie przeciwstawnych reakcji.
Z jednej strony całą siłą woli odżegnywałem się od bzdur, które wygłaszał don Juan; z drugiej strony jednak nie mogłem nie dostrzegać jak trafne były jego spostrzeżenia.
Don Juan był stary, a jednak wcale stary nie był.
Był młodszy ode mnie o całe wieki.
Nie wiązały go żadne myśli i nawyki.
Wydeptywał ścieżki niewyobrażalnych światów.
Był wolny, a ja byłem więźniem moich ciężkich konstrukcji myślowych i moich przyzwyczajeń, banalnych i jałowych refleksji nad sobą, które – jak poczułem wówczas po raz pierwszy w życiu – nie były nawet moje.
~Carlos Castaneda „Magiczne kroki”
Skomentuj, Twoja opinia ma znaczenie :)